Zastanawiam się czasem czy oby ja na pewno żyję tu i teraz... bo choć sprawić bym chciała by czas mnie omijał i moją rodzinę też oszczędził to chyba za bardzo sobie to przysposabiam... i zupełnym zbiegiem okoliczności było to że właśnie dziś skończyłam kalendarz adwentowy dla Kacpra... bo chciałam go zasadniczo dokończyć jutro ale zawzięłam się.... a tu masz ci los.. no nie los istna niespodzianka jutro już otworzyć trzeba pierwszą paczuszkę "adwentową"... i do tego nawiązując to mój pierwszy w życiu kalendarz... może nie do końca trzymający się jakiś zasad bo chyba oryginalnie wygląda on troszeczkę inaczej... ja zmodyfikowałam go do rozmiarów i możliwości mojego dwulatka... musiałam pomyśleć nad czymś co nie będzie wisiało na wysokości sprytnych rączek małego rozbójnika bo tym sposobem jutro by zaczął od nr 1 i za parę godzin pewnie doszedłby i do 24... i co to za frajda...
ważna jest systematyczność i tak też chcę tym kalendarzem nauczyć go cierpliwości... i aby cieszył go ten malutki pakunek...
nie będzie samych słodyczy, choć kilka bonusów na cuksy jest bo jak odmówić jemu tej radości z umazanej buzi w czekoladzie... ale reszta to przyjemności z zabaw, czytania wspólnego ozdabiania... kilka opowiadań...
i ja radość ogromną zaczerpnęłam z pracy nad nim... i uśmiech od ucha do ucha miałam bo przecież to ja kształtuję teraz osobowość i "pamięć" z dzieciństwa małego skrzata...
pokazać jemu chcę czym jest piękno... magia w przygotowaniach i czekaniu na święta...
i taki oto jest nasz skromny, miniaturowy kalendarz adwentowy... pierwszy i cały jego.
A jak wasze kalendarze? Zdążyliście na czas je zrobić? Czy może nie uznajecie takiej formy?
Pozdrawiam Malwina
Moje świąteczne pomysły oraz wiele innych możecie też znaleźć na blogu Kasi Speckled Fawn gdzie zapisałam się do Link Party;)