czwartek, 29 grudnia 2016

Zimowa opowieść...




Za oknem zima hula... białym puchem pokryty świat... tylko drzewa takie smukłe i wychudzone bez liści szepczą po cichu... czasami wróbel ugości się na gałęzi i pod tym skromnym ciężarem ugina się badyl...
Po drugiej stronie ulicy starszy Pan Leopoldem zwany zawiesza coś na krzewie...ah tak przecież zima, to na pewno słonina...
Widać jak mroźno jest na dworze, jego każdy oddech maluje się białym obłokiem... ociera co chwilę rękę o rękę... to już nie te lata, nie to ukrwienie...
A sikorki piórami machają i trzeboczą skrzydłami niczym pawie tańczące i oczko puszczające...
Z komina Leopoldowego domku unosi się dym... bucha jak wściekły pnie się ku górze... syczy i strzela... i iskra poleci czasem bo stara ta chata...
i las sosnowy w około niego i zwierzyniec cały... przyjaciół ma wielu staruszek miły... i chroni je od srogiej zimy... część do domu zabiera a reszta na dworze na niego czeka...
Nazywa je imieniem, każdego pamięta...Borsuk Teofil, Marchewka zając, Leon lis, Majka jeż, Pelagia kuropatwa, wilk Stanisław i misiu mały Edek i wielu innych...
I debata naszła w środku lasu że za dni parę taki dzień kiedy stary rok wita się z nowym... i huczne zabawy urządzać będą gdzie iskry większe niż z Leopoldowego komina buchać będą na niebie w miliona kolorów odcieni... i że o misia Edka się boją co śpi tak smacznie, i o wilka Stanisława co już sędziwego wieku dożył i choć słuch kaleki to i tak pękają uszy od huku strasznego...zając Marchewka uszy swe długie chowa pod śniegiem by ustrzec się strzałów i biegnie przed siebie nie wiedzieć gdzie wcale....
Szukać tydzień cały staruszek z Pelagią kuropatwą będą zająca zbłąkanego...
Ale gdyby miś Edek... gdyby on to
- Gdy zwierz się nie wyśpi
To się groźny staje
Oj nie chodźta ludzie wtedy na rozstaje
...
i taki apel oni mają by pamiętać o nich trochę więcej niż wcale...
A na dziś plan piękny mają...
-Zacznijmy kolędować! Piosenki ułoży Pelagia, przebrań nie potrzeba wcale, zaś na nas futra, pióra sierść i korale...
- No a kogo to odwiedzić dzikie zwierze może, przecież do Wsi nie pójdziemy bo nas psami poszczują
- Leśniczówki odwiedzimy, gajówki tam w lesie schowane i radość nieść będziemy....
- To jest myśl to jest pomysł- zakrzyknęły i z Leopoldem sędziwym na czele kolędować zaczeli...








Czy podoba się bajka?
Pozdrawiam Malwina




środa, 21 grudnia 2016

Ta najpiękniejsza tego wieczoru- choinka



Potrzebny czas wyciszenia nadszedł... skumulowało się tyle naraz... emocji, zajęć, bieganina za jedzeniem żeby na stole nie zabrakło, za prezentami aby nikt poszkodowany i nie obdarowany nie został i za nastrojem świątecznym choć to akurat najmilsza sprawa... I  na słów wiele czasu nie mam a w głowie całe monologi ułożone...
Choinka ta najpiękniejsza co ozdobą największą tego wieczoru... błyszcząca milionem lampek i w zabawki ubrana najpiękniejsze już stoi i przyświeca nam wieczorami...
Zawsze strasznie podobały mi się te drewniane dziecięce zabaweczki na choince.... żołnierzyki, misie, bałwanki... u nas wszystko od kogoś od serca zrobione i z sercem zawieszone na gałązkach... śnieżynki na szydełku, papierowe gwiazdki origami, pierniczki małymi rączkami klejone, szyte koniki i serduszka...
i śniegu brak w tym roku... 3 dni jeszcze i tak po cichu- marzenie mam skryte że może jeszcze spadnie kilka płatków?
A tym czasem zostawiam Wam kilka naszych kadrów... zupełnie nie stylizowanych takich codziennych....
Miłego czasu oczekiwania... i znajdź choć chwilę na oddech i spokojną myśl.






Takie to miłe dostać piękne słowa podziękowania i docenienia pracy... zaskoczenie wielkie i wzruszenie. I taka urocza kartka. Dziękuję!














Pozdrawiam Malwina

czwartek, 8 grudnia 2016

Natura na talerzu...


I w ten czas rodzina najważniejsza, człowiek obok najcenniejszy... radość z rozmowy i bliskości tych co daleko od nas i w ten dzień dla nas Wszystkich przyjechali...
ale ważne też aby czuć się dobrze w miejscu świętowania Bożego Narodzenia...
móc sprawić zachwyt i podziw pracy włożonej w dekorowanie odświętne u przybyłych... uśmiech na twarzy zobaczyć kiedy zasiądą do stołu i talerz nakryty z miłością podziwiać będą...
I ja lubię kiedy ktoś mnie odświętnie przyjmuje i gości czymś co najlepsze ma... ja odwdzięczam się tym samym... i wkładam moc całą w przygotowanie... i tu wcale nie chodzi o wielkie rzeczy, drogie dodatki, kryształy i serwety dziergane mozolnie po nocach abym mogła przytknąć do ust na obtarcie po jedzeniu...
Bo prostota i umiar to jest wyczyn i klasa najwyższa...
Zdjęcia nakrycia są z ubiegłego roku choć i w tym myślę za dużo się nie zmieni... też dominować będzie natura...
Może będą dla Was małą inspiracją


Pierniczki wykonane samodzielnie i podane na talerzu będą miłym akcentem dla gości






Malutkie pudełeczko, a tam wielka rzecz, życzenia od serca dla każdego z osobna



Pozdrawiam Malwina


piątek, 2 grudnia 2016

Myśl szczera, prostolinijna...

Zastanawialiście się kiedyś gdzie jest Wasze miejsce? Cokolwiek to znaczy, jakkolwiek rozumiecie to pytanie? ... gdzie czujecie się sobą...które miejsce na ziemi daje wam poczucie bezpieczeństwa i spokój wewnętrzny? gdzie popadacie w nieskomplikowaną myśl człowieczą taką prostolinijną i szczerą?
Co a może kto sprawia wszystko to czego ręką ludzką nie jest się w stanie objąć a rozumem pojąć?
Najmocniej odczuwam siłę przypływu uczuć i ogromną potrzebę dzielenia się z drugim człowiekiem właśnie w tym okresie... umacniam się też w przekonaniu że święta które nadchodzą ale też inne w roku występujące ,nie mogą się odbyć w samotności i gdzieś daleko bez rodziny... żadne miejsce na ziemi nie jest mnie wstanie oczarować tak bardzo abym spakowała walizkę i poleciała pod palmę i piła soczyste mleko kokosowe prosto ze świeżo wyżłobionej dziury owocu...
bo moc i siła która płynie ze spotkań z moją rodziną pokutuje na cały następny dzień tydzień miesiące i lata...
bo w snach mych najpiękniejszych jawił mi się zawsze obraz przepiękny...
Że staropolska wieś... że wjeżdżam saniami które ciągną konie zziajane i para bucha im z pyska ale zadowolone że ciągną... i widzę malutkie, chatki, stodoły i zabudowy drewniane jeszcze.... i cisza dudni w uszach i Polską wsią pachnie powietrze, serdeczność z każdego rogu wychodzi i ławki zasypane puchem pod domem... tak ławki pod domem są piękne bo spotkania wskazują... że czas dla sąsiada mamy i dla siebie...
a w tych chatach światło w największym pokoju i ludzi pełno i gwar taki że na dworze słychać... choinka z pobliskiego lasu pachnąca i całe pokolenia tańczące wokoło... piernikowy zapach ciągnie za nosy... kolędy na głosów milion śpiewane i śmiechu dużo bo sweter z reniferem babcia wydziergała po raz kolejny ale przecież kolor inny a on pamiątką na całe życie najpiękniejszą....ci ciut więksi w okno nosy powtykali i patrzą na niebo czy święty gdzieś nie leci przypadkiem... a w tem myk ci ciut jeszcze starsi pakunki pod drzewko i radość i piski i skaczą pod sufit...
Taki sen i wiele innych mam ja i miejsce to na ziemi też już mam ... i wieś swoją Polską i rodzinę co może saniami nie pędzi ale w samochodzie swoje konie pochowane rozwija pędząc do nas na spotkania przy choince... i gwar duży i radości wiele, łzy szczęścia płyną nieraz... starszyzna opowieści snuje mniejsi z otwartą buzią słuchają namiętnie...
I wtedy nieskomplikowane te myśli, prostolinijne- że pięknie tak z nimi wszystkimi.

I pierwsze poczyniłam przygotowania do tego czasu. Pierniczki piekliśmy z najmniejszym mym najukochańszym... teraz leżakują i czekają .






środa, 30 listopada 2016

Adwentowy Kalendarz po raz pierwszy...


Zastanawiam się czasem czy oby ja na pewno żyję tu i teraz... bo choć sprawić bym chciała by czas mnie omijał i moją rodzinę też oszczędził to chyba za bardzo sobie to przysposabiam... i zupełnym zbiegiem okoliczności było to że właśnie dziś skończyłam kalendarz adwentowy dla Kacpra... bo chciałam go zasadniczo dokończyć jutro ale zawzięłam się.... a tu masz ci los.. no nie los istna niespodzianka jutro już otworzyć trzeba pierwszą paczuszkę "adwentową"... i do tego nawiązując to mój pierwszy w życiu kalendarz... może nie do końca trzymający się jakiś zasad bo chyba oryginalnie wygląda on troszeczkę inaczej... ja zmodyfikowałam go do rozmiarów i możliwości mojego dwulatka... musiałam pomyśleć nad czymś co nie będzie wisiało na wysokości sprytnych rączek małego rozbójnika bo tym sposobem jutro by zaczął od nr 1 i za parę godzin pewnie doszedłby i do 24... i co to za frajda...
ważna jest systematyczność i tak też chcę tym kalendarzem nauczyć go cierpliwości... i aby cieszył go ten malutki pakunek...
nie będzie samych słodyczy, choć kilka bonusów na cuksy jest bo jak odmówić jemu tej radości z umazanej buzi w czekoladzie... ale reszta to przyjemności z zabaw, czytania wspólnego ozdabiania... kilka opowiadań...
i ja radość ogromną zaczerpnęłam z pracy nad nim... i uśmiech od ucha do ucha miałam bo przecież to ja kształtuję teraz osobowość i "pamięć" z dzieciństwa małego skrzata...
pokazać jemu chcę czym jest piękno... magia w przygotowaniach i czekaniu na święta...
i taki oto jest nasz skromny, miniaturowy kalendarz adwentowy... pierwszy i cały jego.










A jak wasze kalendarze? Zdążyliście na czas je zrobić? Czy może nie uznajecie takiej formy? 
Pozdrawiam Malwina
Moje świąteczne pomysły oraz wiele innych możecie też znaleźć na blogu Kasi Speckled Fawn gdzie zapisałam się do Link Party;)



wtorek, 22 listopada 2016

Świat się kręci...

Dużo się dzieje... bo listopad a właściwie jego już końcówka to miesiąc intensywnie spędzonych godzin w pracowni dla rękodzielików... bo i kiermasze Bożonarodzeniowe się zaczynają i Mikołaj już blisko i spływają zamówienia tu i ówdzie więcej lub mniej...
i ja dziubię w tym drewnie jak dzięcioł... nie narzekam bo lubię, ale nerwy człowieka biorą kiedy budzisz się rano z myślą o ogromie pracy który cię czeka a mięśnie bezwkładnie poddały się przeziębieniu... no dramat to najgorszy, scenariusz beznadziejny...
 Na więcej pisania sił mi brak jakiś czosnek ide zażyć i herbatę z miodem i cytryną popić i maść majerankową wetrzeć bo czeka to drewno... a ja uraczę Was kilkoma zdjęciami na zakończenie.












POZDRAWIAM MALWINA